Alhild to yerba suszona nieco szybszą i mniej dymną metodą niż tradycyjna
barbacua, ponieważ suszenie odbywa się na ruchomych taśmach, eksponujących susz na ciepło palonego drewna, minimalizując bezpośredni kontakt z gęstym dymem.
Leżakowanie trwa rok, dzięki czemu yerba ma czas na nabranie harmonijności, lecz pozostawia w sobie dymny i dynamiczny charakter.
Susz jest średnio cięty, z domieszką mniejszych listków i stosunkowo małą zawartością pyłu.
W zapachu można od razu wyczuć, że nie jest to yerba z ogromnej plantacji, tylko niszowej, która dba o jakość suszu i pracują nad yerbą z pełną miłością do tej rośliny. Zapach jest dymny, ale dość przejrzysty, lekki, ze sporą dawką słodkich nut w tle. W pierwszej chwili pojawia się delikatna kwaskowość, która momentalnie chowa się za pozostałymi, subtelnymi siankowo-słodkimi profilami.
Smak na początku jest przyjemny, słodkawy i dość łagodny, co w połączeniu z wędzonką z zapachu daje ciekawy szok dla kubków smakowych. Po chwili wyłania się prawdziwe oblicze Alhildy. Wciąż zrównoważona i nienachalna, delikatnie nabiera kwaskowości, z jeszcze subtelniejszą goryczką w tle, która daje o sobie znać, gdzieś w tylnej części podniebienia. Na finiszu dominuje bardzo intensywne ściąganie pochodzenia taninowego, które powoduje uczucie przyjemnej szorstkości w ustach. Całość jest dość silnie zalana roślinną słodyczą, stosunkowo mocną, jak na yerby z Argentyny. Właśnie ta słodycz łagodzi intensywne, lecz stłumione pozostałe bodźce smakowe. Po dłużej chwili od przełknięcia, zawadiacko wyłania się jeszcze na moment subtelna goryczka. Całość kojarzy się z popołudniowym wypoczynkiem na ogromnej łące, chowając się w cieniu pod jedynym w okolicy drzewkiem.